Archiwum
Wołąsewicza

www.wolasewicz.com
piotr@wolasewicz.com

Inne publikacje i artykuły związane z naszymi rodzinami ...zobacz




Fr Rawita-Gawroński, Rok 1863 na Rusi, Lwów 1902

Przedstawiam skrót z publikacji „Rok 1863 na Rusi” strony 220- 227, opisujące wydarzenia w Sołowijówce. W formie oryginalnej publikacja jest w bibliotece University of Wisconsin - Madison. W formie cyfrowej publikację można znaleźć w www.archive.org . Publikacja została zdygitalizowana przez google.com



220 —

Jeszcze rychlej i jeszcze dramatyczniej zakończyła się wyprawa małego oddziału, mającego przed sobą wyłącznie cel agitacyjny: poruszenie ludu ruskiego w imię wolności i przyszłości. Z 21 ludzi składał się ten oddział — nie z ludzi, którzy skalą życia umieją życie mierzyć, lecz marzycieli - entuzyastów, którzy wierząc w czarodziejskie słowo wolność, łudzili się że i lud te czarodziejskie dźwięki zrozumie. Mieli oni ze sobą trochę broni it. z. Złotą hramotę czyli akt nadania wolności i darowizny ziemi ludowi wiejskiemu. Żaden z pośród owych młodzieńców nie łudził się że lud, jeżeli nawet nie w stanie będzie spojrzeć we własną przyszłość, to dar ten ze stanowiska dzisiejszego oceni. Jak ich tak innych spotkał zawód. Przekonano się wówczas, że na Rusi nie ma z kim iść ku lepszej przyszłości, że nie należy narzucać się na przewodników, lecz czekać póki Ruś zgnębiona i starta na pył przez Moskwę, wcielona w jej ciało i ducha, sama zrozumie swoje nieszczęście i do Polaków się uda. 21 polskiej młodzieży, w nocy z d. 26 na 27 Kwietnia starego stylu, wyruszyło ku lasom Radomyślskim, ażeby po drodze nadawać po wsiach imieniem R.N. t. z. złotą hramotę, która obdarzała lud wiejski wolnością,

222 —

ziemią i wciągnąć go pragnęła do walki ze wspólnym wrogiem. Najmłodszy z tych młodzieńców liczył 15 lat, a najstarszy 30-tu nie miał. Los tej garstki był z góry przewidziany : śmierć bohaterska. Śmierć albo z ręki wrogów albo z ręki tych którym światło i wolność niesiono. Zanim w tę podróż udali się, nazwano ich utrapieńcami. Wyruszywszy tedy traktem ku Wasylkowowi, minęli szczęśliwie pikiety kozackie, podążając dalej na dwóch wozach i we trójkę kawaleryi. Tejże samej nocy, na odpoczynku w lesie aa wsią Pleseckie, wybrali naczelnikiem z pośród siebie Juriewicza, byłego studenta uniw. kijowskiego, a członka zarządu Rusi. Pierwszą wsią, w której się zatrzymali była Motowidłówka za Stuchną. Zebrawszy lud przed zarządem gminy (Wołost) odczytano przy rozwiniętej chorągwi na stepach Perepiatychy Złotą h r a m o tę i wręczono obecnym. Lud patrzył na to wszystko obojętnie, jakgdyby doniosłości i znaczenia aktu nie rozumiał. Hramotę jednak przyjęto i schowano. Całe powstanie na Rusi można powiedzieć było walką Polaków z rządem o pozyskanie chłopa ruskiego. Polacy nęcili go środkami szlachetnymi, celami wielkimi, ukazując w przyszłości wolność i samodzielność. Rosya znała lud wiejski lepiej i używała środków, które trafiały prędzej i łatwiej do dzikiej i prostej natury chłopa ruskiego. Gdy Polacy musieli działać tajemnie, rząd rosyjski za pośrednictwem popów, urzędników i policyi działał jawnie. Już przed wybuchem powstania popi zwoływali lud do cerkwi, obiecywali hojne łaski carskie w przyszłości, dodając że na przeszkodzie stoją tylko Polacy, że zatem interesem ludu jest dopomódz rządowi do zgniecenia rozruchów. Jak tylko wybuch nastąpił, urzędnicy rozbiegli się po wsiach, zwoływali lud, a składając na krzyż palce i całując ziemię, zwyczajem ludowym, pszysięgali, że Lachy palą wsie, rżną dzieci i niewiasty — a to wszystko dla tego ażeby

224 —

powrócić pańszczyznę, którą car łaskawie darował 1). Słowo pańszczyzna poruszało namiętności socyalne ludu i usposobiało go złowrogo do powstańców. Ażeby wierzyć takim bredniom trzeba posiadać fantazyę, ciemnotę i dzikość ludu ukraińskiego. W miarę posuwania się naprzód drobnego orszaku, rosło zaciekawienie; a z niem tłumy ludności. We wsi Fastówce już wobec garstki stanął parotysięczny tłum ludu. Mimo to nie zachowywał się złowrogo i nie atakował powstańców; zdawało się, iż miał przeczucie że za tą garstką stoją tysiące. W Fastówce oddział miał połączyć się z drugim, Białocerkiewskim, i odtąd już razem podążać. W miasteczku Fastowie panował przestrach. Naczelnik ucząstku policyjnego (stanowej pristaw) zabarykadował się w swem mieszkaniu i otoczył się zbrojnym tłumem. Wojsko nie atakowało Utrapieńców. Wyjechano tedy swobodnie z miasteczka, ale policya nakazała pozrywać mosty, rozkopać groble i drogi. Miało to miejsce zarówno w kierunku Białej - Cerkwi jak i ku południowi, w powiat Skwyrski, gdzie powinny się były utworzyć działy Chojnowskiego i Henszela. Na drodze do powiatu Radomyślskiego, dokąd ostatecznie nawrócili, znaleźli tam przekopy. Jęli się je zasypywać. Przejeżdżają — i wozy łamią się w tem fatalnem miejscu. Pozostaje tylko jeden wózek. Sadzają nań dwóch chorych kolegów, a od tego miejsca oddział postępuje już pieszo 2). Kilka nocy bezsennych, spędzonych na przygotowaniach do wymarszu, marsz forsowny, wreszcie przybycie stukilkunastu kilometrów drogi bez wytchnienia, bez posiłku, wyczerpały siły. W takim stanie dostali się do wsi Sołowijówki, leżącej

1) Bibl. w Rapperswyl. Rps. Rok 1863. Epizod z powstania na Ukrainie. Sołowijówka. Ten sam artykuł drukowany był w Kalendarzu polskim na rok 1866. Bendlikon 1866 str. 56.

2) Muz. Rapperswyl. Rps. p. t. Sołowijówka.

już w powiecie Radomyślaskim. Z opowiadania tego zdarzenia widać jak bezradną była w pierwszej chwili wojskowość i jak wahającą się ludność, kiedy w ciągu trzech dni prawie nie zdołano zatrzymać pochodu malutkiego i zuchwałego oddziałku. Łatwo było przewidzieć, że z tej matni zasieków, przekopów, pościgu policyi i wojska nie wyjdą cło. Nadomiar złego wpadli do Sołowijówki, wsi, któia w całej okolicy używała najfatalniejszej opinii, jako zbójecka, złodziejska i hajdamacka. W tem miejscu już była zorganizowana obława. Tysiączne tłumy chłopów

226 —

stanęły uzbrojone w kosy, koły i drągi — wobec dwudziestu zmęczonych i znękanych podróżą młodzieńców. Oddział niechciał z niemi walki, bo nie z godłem walki na ustach za broń ujął i przynosił ludowi nie kule, lecz wolność. Rozeszła się pogłoska, że Moskale idą. Uszykowali się pod płotem i czekali na przyjście. Znużenie do tego stopnia opanowało ich, że stojąc w pozycyi obronnej — zasypiali. Chciano przez konnego wydać do innego oddziału pieniądze, hramoty i sztandar. Ale okazało się to niemożliwem. Po namyśle postanowiono nie rozłączać się. Stali tedy wszyscy w obliczu śmierci. Zdawało się jakoby tłum szanował tragizm chwili. Nikt nie śmiał na nich uderzyć. Nareszcie wystąpiło kilku włościan z oświadczeniem, że złego im nic nie zrobią, ale ze wsi wypuścić nie mogą w obawie przed Moskalami. Na to oświadczenie powstańcy zgodzili się, prosząc, ażeby im jaką chatę wskazano gdzieby się schronić mogli w nadziei, że tam doczekają się przecież Moskali. Pozostawał jeszcze jeden środek : broń nabita, zapomocą broni przeto utorować sobie drogę do wyjścia. Nie byłoby w tem ratunku, tylko przedłużenie konania, a przedewszystkiem sprzeniewierzenie się zasadzie a oni pragnęli nie krwi ludu, lecz za lud krew przelewać. Zgodzono się zaprowadzić ich do chaty, lecz z tem zastrzeżeniem, ażeby broń zostawili na wozie. Zostawiono. Ruszyli do chaty. Wkrótce dał się słyszeć strzał. Rozbiegła się pogłoska że to zasadzka. Tłum rzucił się na bezbronnych z toporami, kijami i kosami i rozpoczęło się mordowanie. Na miejscu zginęli: Biesiadecki Józef, Izbiński, Pretiatkiewicz Adolf, Krypski Bolesław, Kostko, Bobowski, Gotfryd Przedpełski, Aleksy Wasilewski, Wołoncewicz Lucyan, Przedrzymirski Walery z bratem. Resztę rannych ciężko zabrali Moskale. Z tych Józef Dorożyński umarł z ran w szpitalu Żytomirskim. Na Syberyę poszli: Wincenty Wasilewski, Bolesław Perzyński, Stefan Wyhowski, Wacław Kurzański i Kościuszko. Władysław Szaramowicz.

227 —

uciekł z Kazania (umarł w Paryżu w r. 1898). Antoni Jurjewicz uciekł z fortecy Kijowskiej (umarł w Paryżu?)^).


Strona tytułowa publikacji



Strona główna